Skip to content

19-latek w korporacji, część 2/3

Noc poprzedzająca pierwszy dzień stażu należała do tych szybkich i mało przyjemnych. Od zawsze przed większością ważnych wydarzeń w moim życiu wstawałem wcześniej, bojąc się, że zaśpię. Tym razem było podobnie, natarczywe słońce powoli rozjaśniało mój pokój, a alarm ustawiony na godzinę siódmą rano okazał się zupełnie nieprzydatny. Coś szybkiego do jedzenia, prysznic, ostatnie spojrzenie na schemat komunikacji miejskiej i mogłem ruszać ku wyzwaniu.

Dzień pierwszy

Obecność firmy na obrzeżach Wrocławia zmusiła mnie do piętnastominutowego spaceru, który pozwolił mi w prosty sposób poznać ogrom Wrocławskiego kampusu firmy. Od budynku działu kard w którym byłem poprzednio, dzielił mnie niecały kilometr. Największe na mnie wrażenie zrobił jednak budynek, w którym miałem pracować – Pentagon.

W holu zauważyłem grupę ponad pięćdziesięciu osób, w większości studentów Politechniki Wrocławskiej. Z tego co udało mi się ustalić – byłem jedyną osobą z Opola, jednak nie czułem się osamotniony. Od samych drzwi rozciągała się kolejka do stanowiska recepcjonistki, która przygotowywała tymczasowe identyfikatory pozwalające poruszać się po firmie. Wśród tłumu ludzi zauważyłem kilka znajomych mi twarzy z poprzednich etapów rekrutacji. W oczekiwaniu na pojawienie się osoby z działu kadr, poznałem kilka ciekawych, wyróżniających się osób, m. in Pawła – speca od PHP i wielkiego fana Lavarela. Program wakacyjnego stażu zdominowali programiści – .NETu i Javy. Następnie plasował się support, bazy i hurtownie danych, testy i SAP. Niestety nie wszyscy trafili do swoich wymarzonych zespołów. Do działu ERP przyjęto tylko kilka osób, a reszta musiała zdecydować czy chcę spróbować sił w innej technologii, np. BI. Kilka minut po godzinie ósmej pojawiła się pani Agata – specjalista ds. szkoleń i zabrała naszą grupę na długą podróż przez korporacyjne szkolenia…
Następne sześć godzin spędziliśmy w wielkim, widowiskowym pomieszczeniu zwanym showroom’em, który pełnił rolę miejsca do prezentacji nowych produktów Volvo. Wielki projektor, scena wraz z nagłośnieniem oraz najnowszy autobus o silniku hybrydowym sprawiały wrażenie prezentacji nowego produktu firmy, a nie serii wymaganych szkoleń. Czas mijał wolno – jak to zwykle bywa na obowiązkowych wykładach gdzie pojawiają się tematy BHP i ochrony. Na godzinę piętnastą zaplanowana była główna atrakcja dla nowych osób w firmie – poznanie swojego kierownika oraz mentora, dwóch osób, które przez trzymiesięczny pobyt w firmie będą pomagały nam rozwijać swoje umiejętności i rozwiązywać problemy. Wraz z trójką nowo poznanych osób z lekkim zafascynowaniem przez piętnaście minut czekałem na swoich opiekunów.

Nikt nie przyszedł. Witamy w korporacji.

Dzień drugi

Szybciej, spóźnię się. Te słowa towarzyszyły mi podczas kuśtykania z kulą ortopedyczną wzdłuż ulicy Monopolowej we Wrocławiu. Kilka minut po godzinie ósmej trzydzieści wszedłem do budynku firmy. W momencie gdy otworzyłem drzwi, opanowało mnie dziwne przeczucie, że przegapiłem coś ważnego. Hol firmy wyglądał jak miejsce rozpoczęcie roku szkolnego w liceum. Wśród tłumu studentów można było zauważyć panią Joannę – rekruterkę która zadzwoniła do mnie kilka miesięcy temu oraz nadzorowała proces mojej rekrutacji. Po kilku sekundach podeszła i do mnie, przedstawiając mi Konrada – mojego mentora – a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Team leader zespołu do którego miałem dołączyć znajdował się na urlopie, a Konrad pełnił rolę jego zastępcy. Tuż obok niego zauważyłem dwie dziewczyny – Kasię oraz Elżbietę. Pierwsza z nich była młodą programistką Javy, natomiast Ela chciała rozpocząć karierę jako tester aplikacji Microsoftu. Obok nich stał lekko nieobecny Przemek (programista .NET, a przynajmniej przez pierwsze dwa dni tak mu się wydawało). Na wstępie zostaliśmy przeproszeni za poprzedni dzień, a po kilku minutach rozmowy wspólnie ruszyliśmy w wzdłuż holu. Tuż przy windach czekało na nas pięciu rozbawionych mężczyzn. Delikatnie się z nas nabijali, jednak w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Po krótkiej wymianie uprzejmości i sytuacyjnych żartów wspólnie ruszyliśmy na drugie piętro, gdzie znajdowała się siedziba zespołu. Z racji mojej kontuzji i wspierania się o kuli, oczywiście schodami.

Projekt i zespół

Kilkanaście minut później poznaliśmy większość załogi, brakowało jednak kilku osób, którzy byli na wakacyjnym urlopie. Łącznie było to ponad piętnaście osób plus kilku analityków biznesowych, którzy na co dzień pracowali w Szwecji. Zespół do którego stałem się częścią dzielił się na dwie podgrupy. Pierwsza z nich była skupiona wśród technologii Javowych i odpowiadała za utrzymywanie ekosystemu, który dostarczał informacje o pojazdach Volvo innym, wewnętrznym projektom. Część .NETowa oparta była o technologie Microsoftu. Jej głównym zadaniem było prezentowanie danych biznesowych w specjalistycznej witrynie. Korzystali z niej głównie analitycy biznesowi w celach badawczych lub ekonomicznych. Z pewnością wielu czytelników zainteresuje fakt istnienia dwóch tak różnych technologii w jednym zespole. Przyczyn było kilka, jednak główną z nich była wydajność. Kilka lat wcześniej technologie Microsoftu nie był na tyle rozwinięte żeby udźwignąć tak duży projekt, a komponentom Javowym zdecydowanie brakowało dobrego, łatwego w rozwijaniu modułu do prezentowania danych. W ten sposób powstał kompromis, który trwa do dzisiaj.

Biuro i stanowisko pracy

Kilka minut po godzinie dwunastej, nasz tymczasowy mentor zaproponował nam spacer po siedzibie firmy i pokazanie fajnych miejsc. W niecałe pół godziny zwiedziliśmy trzy piętra podzielone firmy, czyli pięć podobnych do siebie openspace’ów zbudowanych na planie trójkąta. Na każdym z można było znaleźć cofferoom oraz automat z kawą i herbatą po dwadzieścia groszy. Dwa nieodłączne elementy każdego ze stażystów.

Drugie piętro należało do najlepszych, głównie z powodu relax roomu z ogromnym fotelem do masażu oraz salą z barowymi piłkarzykami. Po lewej stronie holu wejściowego, gdzie wszyscy zaczęliśmy przygodę z Volvo znajdowała się firmowa restauracja – idealna na śniadanie, lunch i obiad.
Moje biurko należało do jednego z tych dużych, stworzonych typowo dla architektów. Na starcie dostałem tylko laptopa i myszkę – typowy służbowy Dell z ośmioma gigabajtami ramu oraz standardowy dysk HDD. Do podstawowych zadań może być, przynajmniej przez pierwszy tydzień. Do zestawu must-be brakowało mi tylko słuchawek, niezbędnych do pracy w zespole rozproszonym po Polsce i Europie. W międzyczasie na ich oczekiwanie udało mi się zdobyć klawiaturę i średniej klasy monitor. Około godziny czternastej skończyłem konfigurowanie systemu i zamówiłem wszelkie niezbędne programy (Visual Studio, Sql Server i inne narzędzia zwiększające produktywność). Przeglądając listę oprogramowania, które mogę zamówić poczułem ogromna ulgę – jest Resharper!

Pierwsze zadanie

Przez kilka następnych dni spędzałem czas rozmawiając z ludźmi, przeglądając kod, bazy danych i centrum wiedzy młodego developera w Volvo – wewnętrzne company guidelines. Dotyczyły one zasad tworzenia aplikacji, ORMów czy deploymentów zgodnych z polityką firmy. Często również odwiedziałem Pluralsight’a, aby podszkolić swoje umiejętności w Continuous Integration czy optymalizacji operacji na bazie przy użyciu Nhibernate’a. Piątego dnia, tuż po obiedzie podszedł do mnie mój opiekun i zapowiedział pierwsze zadanie. Wkrótce miał do mnie zadzwonić główny architekt projektu i opowiedzieć o moim projekcie wakacyjnym. Kilka minut po tym, na ekranie mojego komputera pojawił się komunikat z Microsoft Lync.

Maciej is calling

Słuchawki na uszy, mikrofon bliżej ust, szybki wdech powietrza. Najwyższa pora by pokazać co potrafię.

Tags: